Dajesz mi nadzieję, a po chwili ją odbierasz. Dajesz podstawy do złudzeń, sam o tym nie wiedząc. Dajesz jednocześnie radość i ból, cierpienie i szczęście.
Co ja w tobie widzę? Nie jesteś ani złym chłopcem, ani ideałem. I niczym pośrodku też nie. Jesteś jedyny w swoim rodzaju.
Lubisz udawać przed chłopakami, że jesteśmy razem. "Razem" to może za duże słowo, ale że czujemy do siebie miętę. Nie wiem, czemu wkręcanie innych sprawia ci taką przyjemność.
Wkręcanie. Istotnie trudno o bardziej adekwatne słowo. Te twoje włosy są doprawdy interesującym zjawiskiem.
Widzę cię tak rzadko. Zbyt rzadko... A może właśnie za często? Może gdybyś w ogóle nie odwiedzał domu, Abnera... Może wtedy byłoby mi łatwiej zapomnieć.
Każda komórka mojego ciała lgnie do ciebie. Te momenty, gdy przytulasz mnie w żartach, są... No cóż, dla ciebie są w zasadzie niczym - zwykłymi wygłupami. A dla mnie to coś więcej, niż potrafię wyrazić słowami.
Naprawdę, naprawdę staram sie nie mieć złudzeń... A jednak wciąż je mam. Z twojego powodu zaczęłam się nawet interesować footballem. Po dwóch latach jestem już ekspertem.
- Jak ci się podobał mecz? - pytasz, a ja wtedy dokonuję dla ciebie szczegółowej analizy realizacji założeń taktycznych.
Będziesz kiedyś wspaniałym ojcem. Co do tego nie mam wątpliwości. Kiedyś lubiłam sobie wyobrażać, że ty, ja i Abner jesteśmy rodziną. Ale to nie był najlepszy pomysł. Bo to dawało nadzieję na wspólną przyszłość. A przed nami nie ma wspólnej przyszłości. Robię ci te zdjęcia, kiedy leżysz z gołą klatą, a po twoim sześciopaku skacze przeszczęśliwy Abner. Później przeglądam twojego twittera, instagrama i facebooka i krew się we mnie gotuje. Dlaczego? Bo czytam te durne komentarze twoich fanek, zawierające się mniej więcej we frazie: "jesteś taki słodki, kocham cię", okraszonej trzydziestoma serduszkami czy też pięćdziesięcioma buziakami..
Jestem zazdrosna, choć tak naprawdę nie mam do tego żadnego prawa. Nie mam do CIEBIE żadnego prawa. Nie odwzajemniasz moich uczuć, pewnie nawet nie przyszłoby ci do głowy, że mogę cię kochać. Nie zdajesz sobie sprawy, jak trudno mi to przed tobą ukrywać. Oj, jestem chyba świetną aktorką.
Ale mam wrażenie, że brak wzajemności można jeszcze jakoś przeżyć. Naprawdę. Najgorsza jest ta cholerna tęsknota. Oglądam twoje zdjęcia, filmiki, na których się wygłupiasz, mecze Chelsea, a nawet czytam wywiady z tobą - jakbym co najmniej nie wiedziała, co możesz mieć do powiedzenia na poszczególne tematy.
Czasem czekam tygodniami na choćby najkrótszy sms od ciebie. Ale ty nie piszesz. A mnie jest głupio ciągle zagadywać. Zdarza mi się wysłać jakiś sms z gratulacjami, ale że ostatnio nie zdobywacie żadnych trofeów... no cóż.
Wciąż się łudzę, do jasnej cholery... Łudzę się, że napiszesz, zadzwonisz, że powiesz, że tęsknisz albo, że mnie kochasz... Albo chociaż zapytasz o Abnera. Ale o Abnera to ty możesz pytać Martę. Matka zawsze udzieli dokładniejszych informacji niż opiekunka. Chyba po prostu nie masz potrzeby utrzymywać ze mną kontaktu.
A może jednak? Proszę...
__________
No i zaczęłam. Najpierw chciałam rozpocząć pisanie tutaj po zakończeniu mojej Barcelońskiej opowieści. Potem uznałam, że z początekiem września zaczynam. A wyszło oczywiście tak pomiędzy.
Naprawdę, naprawdę staram sie nie mieć złudzeń... A jednak wciąż je mam. Z twojego powodu zaczęłam się nawet interesować footballem. Po dwóch latach jestem już ekspertem.
- Jak ci się podobał mecz? - pytasz, a ja wtedy dokonuję dla ciebie szczegółowej analizy realizacji założeń taktycznych.
Będziesz kiedyś wspaniałym ojcem. Co do tego nie mam wątpliwości. Kiedyś lubiłam sobie wyobrażać, że ty, ja i Abner jesteśmy rodziną. Ale to nie był najlepszy pomysł. Bo to dawało nadzieję na wspólną przyszłość. A przed nami nie ma wspólnej przyszłości. Robię ci te zdjęcia, kiedy leżysz z gołą klatą, a po twoim sześciopaku skacze przeszczęśliwy Abner. Później przeglądam twojego twittera, instagrama i facebooka i krew się we mnie gotuje. Dlaczego? Bo czytam te durne komentarze twoich fanek, zawierające się mniej więcej we frazie: "jesteś taki słodki, kocham cię", okraszonej trzydziestoma serduszkami czy też pięćdziesięcioma buziakami..
Jestem zazdrosna, choć tak naprawdę nie mam do tego żadnego prawa. Nie mam do CIEBIE żadnego prawa. Nie odwzajemniasz moich uczuć, pewnie nawet nie przyszłoby ci do głowy, że mogę cię kochać. Nie zdajesz sobie sprawy, jak trudno mi to przed tobą ukrywać. Oj, jestem chyba świetną aktorką.
Ale mam wrażenie, że brak wzajemności można jeszcze jakoś przeżyć. Naprawdę. Najgorsza jest ta cholerna tęsknota. Oglądam twoje zdjęcia, filmiki, na których się wygłupiasz, mecze Chelsea, a nawet czytam wywiady z tobą - jakbym co najmniej nie wiedziała, co możesz mieć do powiedzenia na poszczególne tematy.
Czasem czekam tygodniami na choćby najkrótszy sms od ciebie. Ale ty nie piszesz. A mnie jest głupio ciągle zagadywać. Zdarza mi się wysłać jakiś sms z gratulacjami, ale że ostatnio nie zdobywacie żadnych trofeów... no cóż.
Wciąż się łudzę, do jasnej cholery... Łudzę się, że napiszesz, zadzwonisz, że powiesz, że tęsknisz albo, że mnie kochasz... Albo chociaż zapytasz o Abnera. Ale o Abnera to ty możesz pytać Martę. Matka zawsze udzieli dokładniejszych informacji niż opiekunka. Chyba po prostu nie masz potrzeby utrzymywać ze mną kontaktu.
A może jednak? Proszę...
__________
No i zaczęłam. Najpierw chciałam rozpocząć pisanie tutaj po zakończeniu mojej Barcelońskiej opowieści. Potem uznałam, że z początekiem września zaczynam. A wyszło oczywiście tak pomiędzy.