Nie wiem, jak udało ci się mnie w to wrobić. Nie wiem. Ale oczywiście, jak zwykle, uległam twoim namowom.
Wybieramy się właśnie na zakupy, bo muszę nabyć jakąś suknię. Tak, suknię. Ponieważ idę z tobą na wesele Juana Maty. Jako osoba towarzysząca.
To nic, że ledwo poruszasz się o kulach - twardo wybierasz się ze mną na buszowanie po sklepach.
Przymierzam dziesiątki sukienek, ale na nic nie mogę się zdecydować. Albo są za krótkie, albo ze zbyt dużym dekoltem, albo za ciasne, albo po prostu za drogie.
- Paula, posłuchaj - mówisz gdy pokazuję ci się w ślicznej, czerwonej sukni, jak dla mnie idealnej, ale kręcę przecząco głową, ukradkiem spoglądając na metkę z ceną. - Ty się nie zastanawiaj, ile ten łaszek kosztuje, tylko bierz, jeśli ci się podoba. Ja sponsoruję.
- David...
- Paula. Koniec dyskusji. Nie pyskuj i w ogóle. Ja wiem, że dziś są twoje urodziny. Proszę bardzo, to jest mój prezent dla ciebie, wszystkiego najlepszego i tak dalej. Rozbieraj się i idziemy do kasy. Już późno, a jeszcze trzeba przecież kupić jakieś buty.
Wieczór. Siedzę u siebie w pokoju i po raz kolejny oglądam prezent od ciebie. Spokojnie kosztuje to wszystko trzy - cztery moje pensje. No cóż. Dla ciebie to w zasadzie niewielka kwota. Wysokość twojej i mojej pensji jednak lekko się różni.
Pukanie do drzwi.
- Proszę.
- Happy birthday to youuuuuu! - pojawiasz się w progu, drąc się wniebogłosy, a za tobą wkracza Oscar i Ludy z tortem.
- Czy wyście powariowali? - pytam zaskoczona.
- Nie marudź, tylko wymyślaj życzenie - grozisz mi palcem.
Ośmielam się na takie życzenie, o jakim nigdy bym ci nie powiedziała. Ale co mi tam. W końcu to tylko głupi przesąd.
Potem zaczyna się składanie życzeń. Z twojej strony wypada to bardzo wylewnie.
- Te, kręcony, odessajże się już od niej, bo trzeba tort pokroić - słyszę śmiech Oscara, po czym zostaję wypuszczona z twoich objęć.
- Ludy, kiedy termin? - pytam po jakimś czasie.
- Za miesiąc - uśmiecha się błogo blondynka. - Ale nie możemy się dogadać co do imienia.
- Żono, przepraszam cię bardzo, ale ja już typy mam. To tylko ty nie możesz się zdecydować spośród trzystu imion.
- A właśnie - wiadomo już czy chłopiec czy dziewczynka?
- Nie. Nie chcemy wiedzieć. No bo jak - nastawimy się na dziewczynkę, ciuchy pokupujemy i nagle się okaże, że się lekarz pomylił i urodzi się chłopiec. Albo na odwrót. Tak czy inaczej bez sensu. A tak będziemy mieć niespodziankę. No ale Paula, sama powiedz, czy to aż tak trudno się zdecydować na jedno imię męskie i jedno damskie?
- Trudno - Ludy, wymachując łyżeczką, wchodzi w słowo Oscarowi. - Bo to imię musi pasować idealnie. No ale jaki facet to zrozumie.
- Żono...
- Mężu!
- Ej, ej! Dobra, proszę państwa, bez kłótni. Dajcie sobie buzi czy coś i nie stresujcie tego tam małego ludzia w środku, jasne? Niezależnie od tego jakiej jest płci - występujesz w roli mediatora, a już za chwilę atmosfera wraca do normy. Ludy i Oscar po prostu nie umieją się kłócić.
Te urodziny były cudowne. A właściwie - jedyne w moim życiu, które świętowałam.
I ty o tym wiesz. I wiesz, jaką radość mi tym sprawiłeś.
- David.. - siadam na twoim łóżku i pociągam za loczek.
Śpisz jak zabity. Bez koszulki. O Boże...
Strofuję w myślach samą siebie, że przecież nie przyszłam tu po to, żeby gapić się na twój nagi tors. Sama jestem sobie winna, że wybrałam taką porę, a nie inną. Przecież ja też występuję w piżamie. Chwila... która to właściwie jest godzina? Rozglądam się w poszukiwaniu zegarka. A no tak. Wpół do ósmej. Ciebie o takiej porze może obudzić tylko Abner.
A jednak otwierasz oczy.
- Ooo... dzień dobry - uśmiechasz się błogo.
- No cześć.
- Przepraszam bardzo, która jest godzina?
- Wpół do ósmej.
- To dlaczego ja nie śpię?
- Nie wiem. Może dlatego, że chcę ci podziękować.
- Tak? A za co?
- Za wczoraj.
- Ach, za wczoraj... No to czekam.
- Na co?
- No na podziękowanie.
- Dziękuję.
- Oj Paula, Paula... - mówisz. - Ty to się nigdy nie nauczysz.
Siadasz, powodując, że kołdra zakrywa cię tylko od pasa w dół. I teraz cała twoja klata jest na moim widoku. A naprawdę nie masz się czego wstydzić. Uciekam wzrokiem na wszystkie strony, byleby tylko nie patrzeć na ciebie, a i tak czuję, że mi gorąco i że pewnie na mojej twarzy wykwitły demaskujące rumieńce. I jeszcze tylko chwila - bo ja wiem, co teraz się wydarzy - i już czuję twoje miękkie wargi na moich ustach, i już jestem w niebie. Taki krótki, delikatny pocałunek, a od razu mam wszystko, czego potrzeba do szczęścia.
- No i nie ma za co - mówisz i cały mój nastrój szlag trafia. - Jak dla mnie to możesz codziennie mnie tak budzić.
- O nie, nie. Na to nie licz. Na to trzeba sobie zasłużyć.
Tylko czy ty nie zasługujesz sobie na to każdym swoim oddechem? - zastanawiam się jeszcze, opuszczając twój pokój.
__________
I tym sposobem skończył mi się zapas odcinków. A czas to jest u mnie, cholera, produkt deficytowy. Zobaczymy kiedy się uda dodać następny odcinek. Może nawet za tydzień? Kto wie, nie mówię nie.
Ten jest trochę dłuższy niż ostatni. Mam nadzieję, że się Wam w miarę podoba :)