Kto by kiedyś pomyślał, że będę oglądać mecze? Heh, dobre.
A że w ogóle każdy, każdusieńki mecz Chelsea? Jeszcze lepsze.
A jednak oglądam. Właściwie z jednego powodu. Ciekawe czy o tym wiesz?
Gracie teraz z Arsenalem. Prowadzicie 1:0, wszystko układa się dobrze. W pewnym momencie, po rzucie rożnym zaczyna się kotłować pod bramką rywali. Uderzasz piłkę głową, a jednocześnie któryś z Kanonierów mocno cię odpycha. Upadasz. Piłka wpada w okienko. Ale to w tym momencie nieistotne - bo ty zwijasz się z bólu.
Gracie teraz z Arsenalem. Prowadzicie 1:0, wszystko układa się dobrze. W pewnym momencie, po rzucie rożnym zaczyna się kotłować pod bramką rywali. Uderzasz piłkę głową, a jednocześnie któryś z Kanonierów mocno cię odpycha. Upadasz. Piłka wpada w okienko. Ale to w tym momencie nieistotne - bo ty zwijasz się z bólu.
Boże, jak ja się o ciebie boję! David, wstań, no już, proszę - zaklinam cię w duchu. Ale ty nie podnosisz się z murawy. Sędzia odgwizduje jedenastkę, ale oczy wszystkich i tak są zwrócone na ciebie. Wbiega pomoc medyczna i na noszach opuszczasz boisko.
I co teraz? Boże, Boże, Boże... Chciałabym zadzwonić i się czegoś dowiedzieć, ale - do kogo? Do kogo wypada? Kto będzie coś wiedzieć?
Mija godzina... Dwie... Ostatecznie dzwonię oczywiście do Ludy.
- Halo.
- Cześć, kochanie. Tu Paula. Słuchaj, chciałam zapytać... Czy Oscar... Czy nie wiesz może co z Davidem?
- Jeszcze nie. Po meczu Oscar pojechał do szpitala, ale jeszcze nie dzwonił.
- Ach tak... Rozumiem. Gdybyś czegoś się dowiedziała...
- Jasne. Dam ci znać.
I daje. Trzy godziny później, które to godziny spędzam na nerwowym spacerowaniu po pokoju tam i z powrotem. Zerwane więzadła kolanowe i jakieś inne uszkodzenia wewnątrzstawowe. Jakim cudem? Tego nie wiem. Ludy też nie ma pojęcia jak takie coś mogło się zdarzyć poprzez, z pozoru, zwykły upadek. Grunt, że lekarze wiedzą. I - z tego, co mówi Oscar - są dość bezlitośni w prognozach na przyszłość. Z mundialem możesz się powoli żegnać.
Boję się nawet myśleć, co ty teraz czujesz. Pewnie cię to załamało - ty przecież przeżywasz wszystko dwa razy mocniej niż zwykli ludzie.
Chcę zadzwonić i cię pocieszyć. Ale jednocześnie nie chcę się narzucać. Czy mam prawo tak ciągle wtrącać się w twoje życie? Czy nie masz mnie już dość po dwóch miesiącach spędzonych wspólnie? Nie wiem, co robić. Utykam w martwym punkcie. To tak charakterystyczne dla mnie. Prycham z pogardą. Z pogardą dla samej siebie.
Mijają trzy dni. Staram się nie myśleć o tym, jak bardzo musisz cierpieć. Twoje życie nie jest przecież moim i powinno mnie to wszystko gówno obchodzić. Ale ja tak nie potrafię.
Dzwoni telefon. To Oscar.
- Tak?
- Cześć. Słuchaj, Paula, powiem krótko: ty tu musisz po prostu przylecieć.
- Co? Gdzie?
- No tu - do nas, do Londynu. Do Davida - Oscar akcentuje wyraźnie ostatnie słowo, a mnie wcina w podłogę.
- Dlaczego? - pytam wreszcie.
- Bo on cię potrzebuje.
Nie. W to akurat nie uwierzę. To nie jest możliwe.
- Oscar...
- Paula, ja mówię śmiertelnie poważnie. On jest w jeszcze gorszej formie psychicznej niż fizycznej, a nie muszę ci chyba mówić, jaką ma kontuzję.
- No tak, ale... - szukam właściwych słów. - Ale jak ty to sobie wyobrażasz?
- Normalnie. Wsiądziesz w samolot i przylecisz. A mieszkać możesz u nas.
- I co dalej?
- Tyle. Po prostu przy nim bądź.
__________
No mam jakiś sentyment do tego opowiadania - właściwie nie wiem czy to normalne ;) Choć pierwsza część wybitnie mi się nie podoba.
A na spain-summer-love dziś nic. Mam rozdział gotowy, ale on musi dojrzeć. I reszta tamtej historii w ogóle musi we mnie dojrzeć.