Trwa mecz. Finał Pucharu Konfederacji, ściśle mówiąc. Standardowo przeżywam każdy twój kontakt z piłką, każde zetknięcie z rywalem. Co chwilę krzyczę, skaczę albo wymachuję rękami, ubrana w żółtą koszulkę z numerem 4. Wiesz może dlaczego właśnie w taką?
90 minuta. Na trybunach samba i karnawał. Bo tu się już nic nie może zmienić. Wygrywacie z Hiszpanią 3:0.
Patrzę na ciebie i uśmiecham się, gdy całujesz trofeum i unosisz je do góry. Jesteś szczęśliwy, więc ja też jestem. U mnie już od dawna występuje taka prosta zależność.
- Pięknie się nasi chłopcy spisali, prawda? - słyszę obok siebie głos Ludy. Ściska mnie za rękę i wpatruje się w Oscara.
Ano prawda. Pięknie. Kiwam głową na potwierdzenie jej słów. Cieszę się, a jednocześnie już marzę o tym, byś za rok mógł w tym samym miejscu podnieść w geście triumfu jeszcze inne trofeum. Tak, naprawdę o tym marzę. Bo wiem, że ty chcesz tego samego. To zupełnie naturalne i oczywiste dla zakochanej osoby.
Po zakończeniu tego całego szalonego cyrku - tańców, śpiewów i tym podobnych rzeczy - wbiegasz na trybuny. Do mnie. Specjalnie do mnie. Podnosisz mnie do góry i okręcasz wokół własnej osi.
- Jesteś ze mnie dumna? - pytasz wreszcie, po uprzednim postawieniu mnie na ziemi.
- Nie widać? - śmieję się.
- Niestety nie - robisz jedną ze swoich kretyńskich min, które rozbawiają mnie do łez. - Musisz mi to udowodnić.
- Jak?
- Buziak - żądasz kategorycznie.
Przewracam oczami, ale wspinam się na palce i całuję cię w policzek.
- Nie taki... - stwierdzasz z komiczną przyganą w głosie.
- A jaki?
- Taki - odpowiadasz i całujesz mnie w usta. Mocno, władczo i namiętnie. Staram się udawać, że mnie to nie rusza, ale nogi mi miękną.
Zbiegając z trybun odwracasz się na moment i krzyczysz jeszcze:
- Wiem, że to lubisz!
Wariat.
Tak, lubię to.
A nie powinnam.
Następnego dnia jesteśmy na okładce co drugiej gazety. Co drugiej. Na pozostałych jest Neymar.
Ale to akurat mnie nie rusza. Bo to nie pierwszy raz. Już wielokrotnie całowałeś mnie w miejscu publicznym i to najlepiej tak efektownie i tak długo, by wszyscy zainteresowani paparazzi zdążyli zrobić zdjęcie. Lubisz to. Ja wiem. Ja... ja też to lubię. Ale mniej. Bo wiem, że to nie jest szczere. W tym pocałunku nie ma uczucia, choć przecież czasem wydaje mi się, że jest zupełnie odwrotnie. Ale nie, nie ma obawy. Ty nikogo i niczego nie traktujesz poważnie. O przepraszam, jest jedna taka rzecz. No może dwie. Twoja rodzina i piłka nożna. I tyle. Ale mnie nie można podłączyć do żadnej z tych kategorii. Nawet przy największych staraniach.
Wylatujesz. Ja wiem, że musisz. Wiem. Ale to wcale nie oznacza, że jest mi łatwiej. Bo wiem, że nie będzie cię tu co najmniej przez pół roku. Co najmniej. A może nawet dłużej.
Stoję na lotnisku i czuję, że wraz z tobą zaraz odleci część mnie. A dokładnie - moje serce.
Żegnasz się z rodziną, najdłużej z Abnerem. Nie chcę ci w tym przeszkadzać. Stoję z boku i czekam na swoją kolej. Tyle chciałabym ci powiedzieć, tyle wyznać... a pewnie nie odezwę się ani słowem.
Wycałowujesz mamę, siostrę, ściskasz tatę i jeszcze raz Abnera. A potem odchodzisz, nie zaszczycając mnie nawet spojrzeniem.
Tak po prostu. Najwyraźniej nie masz mi nic do powiedzenia. Nawet zwykłego do widzenia. Nic.
Nie wytrzymuję. Łzy pojawiają się w moich oczach i zaraz zniszczę ten mój misternie wykonywany makijaż. Makijaż, w którym chciałam wyglądać pięknie. Dla ciebie. I po co było się starać?
Nagle wyrastasz przede mną jak spod ziemi. Skąd się tu wziąłeś? Nie wiem. Powinieneś już chyba siedzieć w samolocie.
- No coś ty? Myślałaś, że o tobie zapomniałem? - zaglądasz mi w twarz.
No tak. Kolejny twój kretyński żart.
- Ej, mała, przepraszam. Ej... popatrz na mnie.
Patrzę. Z mordem w oczach.
Patrzę. Z mordem w oczach.
- Jesteś okropny. Nie cierpię cię.
- Tak? - pytasz i zamykasz serię kolejnych wyrzutów pocałunkiem. Delikatnym pocałunkiem, którym ostatecznie mnie zdobywasz. To już koniec. Teraz jestem już naprawdę twoja. Już nic tego nie zmieni.
- Lubię całować dziewczyny - stwierdzasz w końcu z prostotą.
Znów mam ochotę cię udusić.
Potem przechodzisz przez bramki i po chwili znikasz mi z oczu. Zaraz wsiądziesz do samolotu i po prostu odlecisz. Odlecisz, a wraz z tobą wszystko, czego potrzeba mi do szczęścia.
Nie ma już twojego uśmiechu, pocałunków, kretyńskich żartów ani wspólnych wygłupów. Nic.
Niedługo po opuszczeniu lotniska dostaję sms. Nawet nie muszę sprawdzać, żeby wiedzieć, że to od ciebie.
Już się tak nie smuć. Jeszcze cię kiedyś przecież pocałuję
Kretyn
I tak wiem, że mnie lubisz
Lubię. Tak. Czy ciebie można nie lubić?
Lubię, podziwiam, tęsknię, kocham.
Ale co z tego, że jestem twoja, skoro ty nigdy nie będziesz mój?
__________
Takie nic. Cmok cmok :*
Takie nic. Cmok cmok :*
Boski <3 Haha, cały czas uśmiecham się do monitora, mam nadzieję, że następny rozdział pojawi się szybciej, pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńO mój boże!!! Tak pięknie piszesz, że mogłabym to czytać WIEKAMI! :) No po prostu świetnie, mega, zajebiaszczo, kocham twój styl pisania! ♥ A jak świetnie się czyta, to już nie wspomnę ;) Przez cały czas kiedy to czytałam, to miałam taki zaciesz, że nie wiesz. Taki słodki jest David iii.. no już nwm, co mam napisać ^^ Czekam na kolejny i kolejny rozdział z NIECIERPLIWOŚCIĄ!!! :D
OdpowiedzUsuńPzdr :3 + dalej mnie informuj o nowych ;-]] http://gemsetmeczjanowicz9.blog.pl/
Zastanawiam się, jak to jest z Davidem. Czy pod tym płaszczykiem wesołości on jednak przeżywa coś na poważnie? Bo te jego żarty ciągle mieszają się z taką nagłą i niespotykaną czułością. Niesamowite połączenie.
OdpowiedzUsuńA Paula jest od niego autentycznie uzależniona. I to pokazuje ta sytuacja na lotnisku. No właśnie i on tam znów ją obejmuje i całuje - a zaraz potem, już w samolocie znów żartuje.
Wbrew pozorom wydaje mi się, że David ma bardzo złożoną osobowość ;)
No ja nie wiem w co ten Loczek sobie gra, ale nie sądzę, żeby tylko udawał. Albo może nie udaje, tylko jeszcze sam o tym nie wie i trzeba, żeby nagły blask olśnienia eksplodował pod tą bujną czupryną? W każdym razie awwww oraz piękne, oraz czekam na następny rozdział.
OdpowiedzUsuńkurcze! dopiero dziś tu trafiłam i jestem oczarowana. może nie jest to moja ulubiona narracja ale w Twoim wykonaniu czyta sie to świetnie. tak pięknie można się wczuć w to co przeżywa Paula. a fabuła przecież taka prosta, a jednak tak śliczna i przejmująca. jestem pod wrażeniem. prawdę mówiąc jest to pierwsze opowiadanie o Davidzie jakie czytam to też nie mam porównania jak opisują go inni. cóż, do mnie jak najbardziej przemawia Twój opis. jestem pewna ze pocałunek nigdy nie jest tylko pocałunkiem, to też mam nadzieję że Luiz czuje coś, coś wielkiego, do naszej Pauli. czekam niecierpliwie na nowość. :)
OdpowiedzUsuńSzczerze? Kompletnie nie jestem w stanie rozgryźć, czy Luiz czuje coś do Pauli. Biedaczka tłumi całą swoją fascynacje Brazylijczykiem gdzieś głęboko w sercu i głowie. Szkoda mi jej i tego, że nie robi nic aby być szczęśliwą, bo widać, że się tylko męczy. Może David do niej coś czuje, tylko się z nią droczy i tego nie okazuje, wiadomo, że pozory mylą.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny!
Taka gra idealnie pasuje do Loczka.
OdpowiedzUsuńMyślę, że on takimi kretyńskimi żartami próbuje tłumić w sobie uczucie do Pauli. Niby lekka opowieść, ale podszyta jakąś-taką melancholią.
Czekam na kolejny! :)