No co jest? Zatkało cię? Stoisz, milczysz, a oczy ci prawie wyszły na wierzch.
- Dlaczego? - pytasz wreszcie.
Mam ci powiedzieć, dlaczego wracam do Brazylii? Przyznać, co tak naprawdę czuję? W życiu.
- Jesteś już w dobrej formie. Dasz sobie radę - to przecież też jest część prawdy. Jakby nie było - miałam się tu tobą opiekować.
- No tak... Pewnie tęsknisz już za domem, co?
Błagam cię. Za jakim domem? Za tą klitką, której funkcja ogranicza się do zapewnienia mi miejsca, gdzie mogę się przespać? Przecież ja bardziej przywiązana jestem do twojego domu i twojej rodziny. To tam spędzam prawie każdą godzinę mojego życia, zajmując się Abnerem. A więc tak, właściwie faktycznie można powiedzieć, że tęsknię za domem.
- Trochę tak. Wiesz, myślę, że już koniec tych wakacji. Pora wracać do pracy.
- Rozumiem.
I tyle. Tyle. Koniec. Koniec rozmowy. Mogę już wyjść? Chyba tak. Wstaję, chwytam za klamkę, ale zatrzymuje mnie jeszcze twój głos.
- Paula...
- Tak?
- Słuchaj... emmm... Czy... Kiedy lecisz?
Dobre pytanie. Sama jeszcze nie wiem.
- W przyszłym tygodniu - odpowiadam. Po co to przeciągać.
Wchodzę do mojego pokoju i zaczynam się pakować. Tak trzeba.
Przez moment mój wzrok zatrzymuje się na wyciętym dawno temu z jakiejś gazety zdjęciu, podróżującemu ze mną wszędzie, a spoczywającemu aktualnie między ubraniami. To już pewnie z pięć lat. Ty tu masz jeszcze krótkie włosy. Ale przecież nie to jest tu istotne. Istotne jest to, że na tym zdjęciu my się całujemy. To był chyba pierwszy raz, kiedy na takim wyskoku przyłapali cię paparazzi. Wyczuj ten sarkazm. Przecież zawsze tak bardzo się przed nimi chowasz. Ile jeszcze później było takich akcji... Nie idzie tego zliczyć. Zresztą nieważne. To już się więcej nie zdarzy. Nigdy. Całuj sobie Emily.
Włączam laptopa i wyszukuję połączenia do Brazylii. Tak. Dokładnie za tydzień. Dwudziestego drugiego.
Ale moment... to przecież twoje urodziny. Bardzo nie chcę na nich być. Spodziewam się standardowo ostrej imprezy. No i Emily oczywiście.
Tylko, że to byłoby chamskie i nie w porządku, gdybym się tak po prostu zwinęła, zwłaszcza że w moje urodziny ty zachowałeś się cudownie.
No więc nie wtorek. Może środa? Nie. Bo przecież jak się upiję do nieprzytomności, żeby na was nie patrzeć, to następnego dnia będę mieć kaca max. Czyli czwartek, tak? No cóż, zdaje się, że to będzie dobre rozwiązanie.
Dobrze. Czwartek, dwudziestego czwartego kwietnia.
Schodzę na dół, do kuchni, żeby zjeść jakiś obiad. Ale po prostu siadam przy stole i opieram głowę na rękach. Boże. Mam tydzień na jakieś w miarę ogarnięcie się, a siedzę i nic nie robię. Jak nie ja.
Nagle podskakuję jak oparzona, bo ktoś obejmuje mnie ramieniem. Ktoś. Wiadomo przecież - kto. Nawet nie wiem, kiedy się tu pojawiłeś. Ale siedzisz koło mnie i po prostu tulisz do siebie. I przytulasz policzek do mojego czoła. I jesteś. Po prostu jesteś. A to najważniejsze.
A ja co? Ja ryczę. Oczywiście. Jestem beznadziejna. No bo przecież co takiego się dzieje? Po prostu wracam do Brazylii, no nie? Istnieją telefony, internet. Będzie dobrze.
- Ty mały głupku - szepczesz.
- Co? - pytam płaczliwie.
- A nic, nic... Nie rycz już, bo cała zapuchniesz.
- Co za różnica.
- No bardzo duża. Szkoda by było takiej ładnej dziewczyny.
- Proszę cię...
- A nie, nie. To ja cię proszę - uśmiechasz się, zaglądając mi w twarz.
- Okej, już się ogarniam - wstaję i wychodzę.
Bo przecież jeszcze chwilę tu posiedzę, a zmienię zdanie i zostanę w Anglii.
__________
To jak, myślicie, że zostanie?