- Paulaaa!
Tak, ja wiem, wiem. Nie znosisz spóźniania się. Ale spokojnie - ja też. Już wychodzę z tej łazienki.
- Co się tak rzucasz, już jestem gotowa - uśmiecham się, otwierając drzwi.
- Boże...
- Co?
- Jaka ty jesteś śliczna...
No tego to się nie spodziewałam. Spuszczam wzrok z zakłopotaniem. Owszem, zdaję sobie sprawę z tego, że wyglądam nie najgorzej, ale przecież ty nigdy, nigdy nie powiedziałeś mi żadnego komplementu.
- Oj, bo się zarumienię - macham na wszystko ręką i chcę cię wyminąć, ale zastawiasz mi drogę.
- Już to zrobiłaś.
- Akurat.
- Uhm... - nachylasz się nade mną i zbliżasz swoje usta do moich. Ale w tym momencie dzwoni telefon. - Niech to szlag! Po co ten Oscar dzwoni? I tak za chwilę się zobaczymy - mówisz, naciskając zieloną słuchawkę. - No cześć, co jest?... Nie no, zaraz wychodzimy... No dobra... No... To cześć... Czekają na nas - mówisz, chowając telefon, a po chwili siedzimy już w taksówce, która zawozi nas do kościoła.
Ty byś już chciał prowadzić samochód, ale ja ci nie pozwalam. Owszem, kule jakiś czas temu praktycznie poszły w odstawkę, ale do końca twojej rehabilitacji wciąż jeszcze, niestety, bardzo długa droga. A nawet kiedy ona się skończy, twoja urocza Emily najprawdopodobniej wciąż będzie cię odwiedzać. Albo ty ją. Wszystko jedno. Współpraca układa wam się wyśmienicie.
- Ludy, przepraszam, to przeze mnie - tłumaczę się od razu po przyjeździe.
- Spokojnie, jeszcze mamy chwilkę. To tylko tatuś pedant się uaktywnił, bo przecież dla jego córeczki wszystko musi być idealnie.
- Żono...
- No już, już, kochanie... Nie złość się.
- Ja się nie złoszczę, ja tylko...
- No to świetnie. Wchodzimy?
Ano wchodzimy. Chrzciny jak chrzciny. Każdy był, każdy widział. Ale pierwszy raz jestem matką chrzestną. Mam dwadzieścia pięć lat, a jakoś do tej pory nie było takiej okazji. Cóż, jestem z domu dziecka, zwyczajnie nie mam rodziny. Mam tylko Ludy i Oscara. I ciebie. A przynajmniej miałam.
A to dzieciątko jest takie śliczne, takie kochane. I nawet nie płacze. Maleńka Paula. Niezmiennie mnie to rozczula. Oscar i Ludy szczęśliwi, ty elegancki, ja - jeśli wierzyć twoim słowom - też wyglądam całkiem nieźle. Naprawdę musimy tworzyć razem przyjemny obrazek. Na to jedno popołudnie jesteś... no nie mogę powiedzieć, że mój, ale jednak choć trochę bardziej będziesz skupiał swoją uwagę na mnie niż na tej twojej rehabilitantce.
I tak jest. Jest cudownie. Siedzimy, śmiejemy się, obejmujemy. Jak kiedyś. Ludy z Oscarem i ja z tobą. Pełnia szczęścia. Pełnią szczęścia jest też dla mnie oglądanie z tobą filmu albo łaskotanie cię, albo ciągnięcie za włosy - a nawet spadanie z łóżka. Wszystko - byleby z tobą. Opuszczam was na chwilę i podchodzę do kołyski Pauli. Wygląda jak taki mały Oscar. Jest przeurocza. Biorę ją na ręce i delikatnie tulę do siebie. Całuję w tę maleńką łapkę z mikroskopijnymi paznokietkami. I wtedy pojawiasz się ty. Jak to robisz, że zawsze zjawiasz się nie wiadomo kiedy i nie wiadomo skąd?
- Do twarzy ci z nią - mówisz z delikatnym uśmiechem.
- Tak? - odpowiadam tym samym.
- Dwie piękne Paule. Może to imię po prostu warunkuje, że dziewczyna, która je nosi, jest śliczna? - spoglądasz mi głęboko w oczy.
- Może - nachylam się nad kołyską i ostrożnie kładę w niej dziewczynkę, a gdy znów się prostuję, ty już stoisz wprost obok mnie. I już. Twoje oczy, twoje usta. Naokoło nas ludzie, gwar, zabawa - ale to w tym momencie nie ma żadnego znaczenia. A potem odsuwasz się ode mnie i uśmiechasz. Tak jak tylko ty potrafisz.
- Stęskniłem się za tym - stwierdzasz, a ja już sama nie wiem, co o tym myśleć. Znowu się nabijasz czy może jednak nie?
- Za czym?
- No - za całowaniem. Lubię cię całować.
Aha. Czyli jednak się nabijasz. Świetnie. Mam po prostu ochotę strzelić cię w twarz. Dobrze. Nigdy więcej. Tak będzie po prostu najlepiej. I chyba zaczynam coraz bardziej utwierdzać się w słuszności mojej decyzji. Trudno. Tak musi być.
__________
Witam, witam ;) Jak zwykle nawalam, wiem. Nadrabiam u Was stopniowo, także proszę Was o cierpliwość. No i zastanawiam się jak odbieracie dzisiejsze numery Davida ;)
kurwde, a może on w ciąży jest, bo taki jakiś niezdecydowany? >_<
OdpowiedzUsuńnie wiem, nie musze być na miejscu Pauli, żeby stwierdzić, że już sie w tym wszystkim pogubiłam. w co ten Luiz gra? no i najważniejsze - czy zdaje sobie sprawe, jak czuje sie przez niego Paula jak on robi takie numery? eh, skakać z jednego kwiatka na kwiatek mu sie zachciało. chociaż... może on tylko dla tej Emily miły po prostu jest a Paula troche za bardzo to wszystko przeżywa? ah, pojęcie nie mam. rozdział świetny jak zawsze. w sensie zawsze zawsze. XD trzymaj sie tam ciepło, pozdrawiam ;*
ehh, szczerze ci powiem, że nwm o co chodzi Luizowi. No bo w końcu coś z tą Emily, tak? A tutaj i do Pauli, taki strasznie niezdecydowany. Zgadzam się z komentarzem powyżej, że David nie wie jak Paula się z tym czuje. Mam nadzieję, że w niekrótkim czasie coś się zmieni tam u nich :-))
OdpowiedzUsuńPzdr :3 + zapraszam Cię na mój drugi blog (nwm czy czytasz, ale jeśli nie-to skomentuj, jak się spodoba. Thx:*)
http://moje-marzenie-na-emirates-stadium.blogspot.com/
Loczek jest strasznie niezdecydowany, cały czas zwodzi Paulę, raz się do niej klei a raz zajmuje rehabilitantkami. Może mu hormony szaleją?
OdpowiedzUsuńJa cały czas wierzę, że Luiziątko nie zdaje sobie do końca sprawy, jak Paula odczuwa jego wahania nastrojów. I wierzę w to, ze się chłopak ogarnie. Pozdrawiam :)
No hej ;* Jak tylko przeczytałam, że opowiadanie o Luizie to od razu zaczęłam nadrabiać. Davidka nigdy za dużo!
OdpowiedzUsuńCo do opowiadania to ja nie wiem w co ten Luiz pogrywa. Strasznie niezdecydowany facet z niego. Wcale nie dziwię się Pauli, że strasznie to przeżywa bo ma go czasem tak blisko a jednocześnie tak daleko. Mam nadzieję, że Loczek się ogarnie i przestanie ją zwodzić.
Kocham to opowiadanie!
Pozdrawiam i idę nadrabiać dalej zaległości :D
David trochę denerwujący, ie rozumiem co odwala, a on nie rozumie czego właściwie chce. Biedna Paula ;c
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny, informuj mnie i zapraszam na resumen-de-la-vida.blogspot.com ;*
Nie dziwię się, że Paula chciała strzelić Loczka w twarz. No kurczę, ten facet powinien się zdecydować. Powoli zaczyne mnie irytować to ciągłe nabijanie się. Mam nadzieję, że Luiz się ogarnie i przestanie ranić Paule.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny!
Ty nawalasz? To w ogóle do Ciebie nie pasuje. Każdy rozdział jest boski i nawet nie zaprzeczaj ♥
OdpowiedzUsuńJa już chyba tracę wiarę w to co mówi David, bo naprawdę trudno odczytać czy to co mówi jest prawdą, czy tylko żartem. Musi zdać sobie sprawę, że poprzez takie zachowanie krzywdzi Paulę, w szczególności spotykając się z tą Emily. Trzeba mu dolać trochę oleju do głowy, haha :D
Pozdrawiam i czekam z niecierpliwością na kolejny :*
Ahh, ten David... Niech on się ogarnie, bo jego zachowanie coraz bardziej rani Paulę...
OdpowiedzUsuńJa myślę, że Loczek nie jest niezdecydowany. I wcale sobie nie żartował, kiedy mówił, że się stęsknił za całowaniem Pauli. Ja sobie tak myślę, że Loczek naprawdę Paulę kocha, tylko jest tumanem i nie potrafi tego jasno okazać, a ona, biedna ma samoocenę na poziomie kostek i nie uwierzy, że coś jest na rzeczy, jeśli Loczek sobie nie wytatuuje wyznania miłości na czole. A i wtedy pewnie uznałaby, że to dżołk taki. Oboje muszą szerzej otworzyć oczka!
OdpowiedzUsuń