Więc to dziś. Już dziś. Wyjeżdżam. Raz na zawsze. Walizki spakowane, stoją przy drzwiach. Lot mam o pierwszej, więc nawet nie wiem, czy mnie odwieziesz, bo to przecież zaraz po zakończeniu twoich ćwiczeń. Może Ludy ze mną pojedzie? Nie wiem, co za różnica. Już wczoraj wymusiła na mnie obietnicę, że będę do nich dzwonić i pisać. Oczywiście, że będę. Przecież już tęsknię.
Jest ósma. Zbieram się i idę zjeść jakieś śniadanie. Staję w drzwiach kuchni i przeżywam spory szok. Widzę zastawiony stół, a przy stole siedzisz ty. Chwila. Która godzina? Ósma i siedem minut? Niemożliwe.
- Co ty tu robisz? - pytam totalnie zaskoczona.
- Przygotowałem śniadanie.
- I nie śpisz? Ósma jest.
- Jak widać.
- Nie wierzę - siadam naprzeciwko ciebie.
- No co?
- Co było w stanie obudzić cię o takiej porze?
- A jak myślisz? - uśmiechasz się i śmiesznie przekręcasz głowę.
- Nie myślę - mówię, jakkolwiek to nie brzmi.
- A. No to zmienia postać rzeczy. To ja ci powiem. Chciałem, żeby ci było miło.
O rany. Czy ty musisz być taki kochany? Zresztą nie, co ja gadam. Kiedy przychodzi Emily, hmm?
- No faktycznie miło - uśmiecham się zdawkowo. - To co my tu mamy?
Mimo wszystko śniadanie przebiega raczej w ciszy. Nie jestem zbyt rozmowna i zdaję sobie z tego sprawę. Nie chcę być. Nie pytam, czy wybierasz się ze mną na lotnisko, nie mówię, że będę tęsknić. Nie. Jestem twarda.
Wychodzę na ostatni spacer po Londynie. Siadam na ulubionej ławce w James Parku i w myślach podsumowuję wszystko, co mnie tu spotkało - i równocześnie żegnam to. Godzinka wystarcza na wyciszenie i uspokojenie. Wiem, że robię dobrze.
Gdy wracam do domu spotyka mnie małe zaskoczenie - mówisz, że jedziesz ze mną na lotnisko. Okej. Dam radę i z tym. Ale kiedy otwierają się drzwi i na szyję rzucają mi się Ludy z Oscarem - to już za dużo. Czuję łzy czające się pod powiekami. Gęsto mrugam, udaje mi się je powstrzymać. Przecież mam być twarda. Jestem twarda.
Na lotnisku jest wyjątkowo mało ludzi, z tego co pamiętam, kiedy tu przylatywałam było strasznie tłoczno. A dziś mogę na spokojnie wszystko zrobić i jeszcze raz was uściskać.
Najpierw Ludy.
- Więc pamiętaj, kochana, że masz dzwonić. Dzwonić, pisać, nie wiem, cokolwiek. Okej? Obiecaj mi.
- Obiecuję - kiwam głową.
- No. A ja tam do ciebie przylecę za jakiś czas, jak się jakoś ogarnę z Paulą, jasne?
- No pewnie. Przyślij mi czasem jakieś jej zdjęcie... dobrze?
- Dobrze, kochanie. Ale może jednak... kiedyś...
- Nie - kręcę przecząco głową. - Nie, Ludy. Już o tym rozmawiałyśmy, pamiętasz? Nigdy.
Mocno mnie przytula i szepcze słowa pocieszenia. Te, których ty i Oscar macie nie słyszeć. A kiedy odsuwamy się od siebie, widzę, że już jest cała rozmazana od łez.
- No i co robisz, kochana? - uśmiecham się delikatnie. - Oscar, ogarnij ją jakoś.
- Już, już - śmieje się i całuje Ludy w czubek nosa. - Przecież i tak ją kocham. A teraz ty chodź tu do mnie - przyciąga mnie i przytula.
- Ej, bo żona będzie zazdrosna - próbuję żartować, ale nikt sobie z tego nic nie robi.
- Akurat. Jeśli już to o ciebie. Widzisz w jakim jest stanie? A przecież nie za mną tak tęskni.
- Okej, poddaję się.
- No właśnie. Trzymaj się tam jakoś, okej? I odwiedź nas szybciutko - Oscar całuje mnie w policzek.
I teraz pora na ciebie.
Podchodzisz i po prostu mnie przytulasz. Mocno, mocno. Stoisz i nie wypuszczasz mnie z ramion. Długo. I teraz to już nie tylko Ludy płacze. O, taka jestem twarda. Odsuwasz się troszeczkę i całujesz mnie. Ten ostatni raz. Ostatni raz, który zapamiętam na zawsze. Taki wyjątkowy. Jak jeszcze nigdy.
A potem mówisz zachrypniętym głosem:
- Musisz już iść.
Muszę. Pewnie, że muszę.
- Tak.
Siedzę w samolocie. Lecę. Do Brazylii. Już po wszystkim. Teraz życie będzie już inne. Już na zawsze.
A przecież wystarczyłoby jedno twoje słowo. Jedno słowo. I zostałabym. Bo taką mam silną wolę. Ale ty nie chciałeś. Ty potrafisz tylko mnie przytulać i całować. I tyle. Więc to już koniec. Już na zawsze.
__________
Wiecie, wbrew pozorom ten rozdział nawet względnie mi się podoba. Tak sobie założyłam - że tak to właśnie ma wyglądać.
Jest drama jest zabawa! Loczek ty młotku sakramencki, jak mogłeś?! Chwilami mam wrażenie, że ten chłopak ma nierówno pod sufitem. Niech mu w gardle stanie ta cała Emily!
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo mi się podoba, chociaż jest emocjonalnie rozwalający. Czekam na kolejny i już zabieram się za Twoich skakajców. :)
O jeeeejuu.. jaki smutaśny ten rozdział jest, eh. ;c Boże, jak ja nie lubię pożegnań, strasznie. I ten ich ostatni pocałunek, jezu.. zaraz i ja się rozryczę!
OdpowiedzUsuńDawaj nexty i proszę, pisz trochę dłużej!:*
Pominę fakt, że po prostu ryczę i chyba muszę przestać, bo zaraz zaleje cały dom i będą wtedy kłopoty. A miałam taką cichą nadzieję, że pobiegnie za nią, że nie da jej odlecieć, tam... do Brazylii. Jednak nadzieja matką głupich. Pomimo tego, że jest to tak smutny rozdział, to moim zdaniem jest jednym z najlepszych jaki napisałaś. Jeśli tylko pomyślisz kiedyś o wydaniu książki to proszę, poinformuj mnie jak najszybciej. Zastanawiam się co będzie dziać się w Brazylii, ale chyba w następnych rozdziałach się wszystkiego dowiem :)
OdpowiedzUsuńWiem, że się rozpisuję trochę, ale zawsze na Twoim blogu mam tyle do powiedzenia, że nie wiem od czego zacząć, ręce same składają się do pisania.
Możesz być z tego rozdziału jak najbardziej zadowolona, w dodatku jest dłuższy od poprzedniego, a strasznie dobrze mi się go czyta ♥
Pozdrawiam i czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział :*
a ja już prawie polubiłam tego Luiza dzięki temu opowiadaniu, ale teraz to on mnie z każdym rozdziałem po prostu coraz bardziej irytuje. czy on sie nie może domyślić? no David, weź sie ogarnij. ;I
OdpowiedzUsuńbardzo ciekawi mnie kolejny rozdział, więc mam nadzieje, że dodasz go szybko. :D buziaki :D
Kurde, wszytsko zmierzało ku dobremu, a tu David wypalił z takim czymś ;/
OdpowiedzUsuńSmutno, bardzo smutno... dlaczego pozwolił jej odjechać? nie wiem, nawet chyba nie chcę wiedzieć. Czekam na kolejny ;*
Niech ten Loczek kudłaty durnowaty się ogarnie, dziewczynę traci właśnie, no! Niech ktoś go walnie w ten kędzierzawy łeb! Żądam stanowczo!
OdpowiedzUsuńLoczek niestety sam nie wie czego chce. Myślałam, że nie pozwoli jej wyjechac ale on potrafi ją tylko pocałować. Wcale się jej nie dziwię, że nie ma ochoty na takie życie z nim skoro on woli jakąś Emily. Mam jednak nadzieję, że ten wyjazd spowoduje, że Loczek zatęskni i uświadomi sobie co tak na prawdę do niej czuje
OdpowiedzUsuńA miałam nadzieję, że zatrzyma ją w swoim domu, albo zrobi romantyczną scenę na lotnisku, albo wsiądzie za nią do samolotu, a tu nie :( Głupi David, ale i tak go uwielbiam :D
OdpowiedzUsuń